Dzień szósty Grywałd

Dzień szósty Grywałd
Mieliśmy plany na dzisiejszy dzień, miało być zwiedzanie Niedzicy i plażowanie na jeziorze Czorsztyńskim. Jednak od rana padał deszcz i jedyną osobą, która wstała wcześnie rano byłam oczywiście ja. Najpierw postawiłam sobie slowpresso, a zanim kawa się zaparzyła miałam już na kuchence zupę pomidorową. Sama zatęskniłam za domowym gotowaniem i wiedzą o tym co w zupie siedzi. Potem spędziłam godzinę w ciszy na tarasie, słuchając kropli deszczu i patrząc się ekran monitora. Wiem, niektórzy wyjeżdżają i odcinają się od internetu, a ja świadomie piszę Wam, że gapiłam się w ekran monitora, a nie na szczyty...
Jednak to nie jest czas na całkowite odcięcie. Nie planowałam codziennego pisania tutaj postów. Wyszło samo, miałam taką potrzebę. Teraz dopieszczamy okładkę, codziennie mam jakieś poprawki, które muszę zatwierdzić albo odrzucić. Do tego wczoraj… na pracę przy komputerze pozwalam sobie tylko wieczorem, kiedy usypiamy dzieci. Wczoraj dostałam w okolicach południa pierwsze projekty środka mojej książki. Czekałam do wieczora. Postanowiłam otworzyć pliki dopiero w ciszy wieczoru i zaprosiłam do tego moich bliskich. Pierwszy raz poczułam jak bardzo jest to już realne. Jak termin jeszcze rok temu był dla mnie nieosiągalny... Dziś staje się faktem. Zobaczyłam kilka wersji. Zobaczyłam, jak graficzka układa tekst i jak go ozdabia. Jak to się dzieje, że staje się on łatwy do czytania, jak pomaga odkrywać czytelnikowi emocje bohaterów. Miałam łzy w oczach i mąż śmiał się, że boi się co to będzie jak dostanę książkę do ręki. Rozgorzała dyskusja o każdym wariancie, a emocje wcale we mnie malały. Rano nadal wszystko we mnie trzęsło się z radości.
Zrezygnowaliśmy zatem z wyjazdu i plażowania. Około południa wyszło piękne słońce, a my postanowiliśmy iść na spacer i zobaczyć naszą okolicę.
Grywałd jest piękny. To wzniesienia, pola, drogi i domy, które okalają cudowne ogrody, małe sady i przepiękne kwiaty. Tu nie ma szpalerów z tui, tu nie ma wszędzie wylewek i betonu. Są za to malwy, róże, pnące groszki. Są piękne starowinki, które na nasz widok podchodziły do płotu 😊 są psy, owce i dwa sklepy, w których mogliśmy uzupełnić płyny i wciągnąć lody. Na wzniesieniu znajduje się przepiękny drewniany kościół gotycki Św. Marcina. Można go zwiedzić i w zachwycie usiąść w chłodzie by cieszyć oko. Nasze maluchy były zachwycone. Staś z paluszkiem na ustach przypominał nam, że mamy być cicho. Udało nam się wrócić tuż przed burzą, tuż przed deszczem. Zwykły spacer zajął nam ponad dwie godziny, wszyscy zmęczeni padliśmy na drzemkę 😊 Miało być lekko 😊 a wyszło jak zawsze. Zapach pól skąpanych deszczem, mokre siano, szum strumyka, złote łany i wiejska muzyka. Szczekanie psa, traktor Ursus, śmiechy dzieci. Dla nas atrakcja, dla mieszkańców zwykłe życie. Niby nie różni się zbytnio, stoją na podjazdach piękne auta, domy są luksusowe, zdobione, w ogrodach trampoliny i piaskownice, biegają małe pieski, a jednak wiem, że życie tu płynie inaczej. Z takimi widokami Świat postrzega się prościej może lepiej,może trudniej… a może tylko ja jestem tu taką idealistką, turyską. Kto z Was oglądał Bellę i Sebastiana? Po takim spacerku już rozumiem, dlaczego Sebastian nie chodził do szkoły. Pewnie też miałabym problem, żeby trafić do szkolnej ławki. Oczywiście kończyłam nasz pochód i do domku dotarłam ostatnia. No jak można nie porobić tysiąca zdjęć?
Dobranoc
a kto jeszcze nie czytał pierwszego rozdziału?
https://www.barbaragrzymkowska-blok.pl/ksiazka-osobista-wo…/

Komentarze

Popularne posty