Dzień dziewiąty Deszczowe Zakopane

Dzień dziewiąty Deszczowe Zakopane

Dziś od 5.50 łaziłam z kawą i zaklinałam deszcz, żeby poszedł padać, gdzie indziej. I oczywiście poszedł padać, ale tam gdzie się wybieraliśmy.
Deszczowe Zakopane
Jest zupełnie inne niż te słońcem rogrzane i jeszcze bardziej inne niż te skute lodem, śniegiem posypane.
Jest w plastikowych pelerynach, workach na głowach ludzi, dzieci, wózkach.
Jest zatłoczone, a jednak puste.
Jest tańsze niż Bacówka na Wysokiej.
Jest głośne, lekko obojętne na ludzi, bardzo na dzieci i maksymalnie na zwierząta.
Pachnie plackiem po bacowsku z oscypkiem.
Grzane wino dziwnie smakuje, bo ktoś mu wlał sok pomarańczowy.
Deszczowe Zakopane jest sentymentalne. Pamietasz jak w Zapiecku piliśmy orzechówkę i grali wtedy muzykanci?
O, o tutaj jedliśmy obiad... A tu tak, tu na 4 piętrze piliśmy najlepszą kawę... z widokiem na  Tatry.
Chciałam jeszcze wjechać na Gubałówkę.
Chciałam jak zawsze odwiedzić Korenela Makuszyńskiego i zapalić świeczki na cmentarzu.
Jedynie to samo Zakopane odnalazłam w sobie kiedy trzymałeś mnie za rękę, a mały chłopiec ukrywał się przed ludźmi między moimi nogami.

Komentarze

Popularne posty