magia jesiennego weekendu
Pierwszy jesienny weekend za nami. Na większości blogów jesień już zawitała w rożnej postaci, a to dynie, a to katar, jednak odnoszę wrażenie wszyscy się za tą porą roku stęskniliśmy. Jedna cieszy się, bo ma więcej czasu na czytanie, druga cieszy się bo w końcu wyjmie swetry, inna nałogowo pije herbatę z cytryną. Przytulamy się do siebie i każdy ciszy się na swój sposób tą jesienią, przyznam że ja bardzo, bardzo do pierwszego deszczowego tygodnia:)
Sobota była lekko magiczna, zaczęłam ją w moim lesie, cale 20 metrów za moim płotem znajduje się lasek brzózek, o którym Wam już pisałam. Ciągnie się na dobry kilometr i szeroki jest może na 20 metrów. Lasek ów napawa mnie nostalgią, bo kiedy kupowaliśmy działkę jakieś 6 lat temu brzózki były tycie, maleńkie, a teraz to duże i grube drzewa. Spacer po lesie był niczym godzina jogi i medytacji. Totalne wyciszenie i zabawa aparatem...
Potem zaszyłam się w kuchni, szykowałam zupę dyniową, której przepis znajdziecie w Lawendowym Domu, zupa jest pyszna i rozgrzewa!!
Potem robiłam muffinki ze śliwkami, które były tak pyszne, że niestety foty nie doczekały...a przepis znalazłam tu Pod numerem czwartym.
Niedziela okazała się równie ciepła, dzięki czemu miałam całe kieszenie kasztanów i liści, a wieczór spędziłam w klubie Eter na koncercie fenomenalnej pary Anity Lipnickiej i Johna Portera, wraz siostrą i grupą znajomych oddawałam się uciesze zabawy. Porwana w angielskim stylu przez Portera czułam miłość w sercu, melancholie i zarazem dziwną wesołość. Ta ostatnia pojawia się u mnie zawsze w zetknięciu z muzyką na żywo.
Sobota była lekko magiczna, zaczęłam ją w moim lesie, cale 20 metrów za moim płotem znajduje się lasek brzózek, o którym Wam już pisałam. Ciągnie się na dobry kilometr i szeroki jest może na 20 metrów. Lasek ów napawa mnie nostalgią, bo kiedy kupowaliśmy działkę jakieś 6 lat temu brzózki były tycie, maleńkie, a teraz to duże i grube drzewa. Spacer po lesie był niczym godzina jogi i medytacji. Totalne wyciszenie i zabawa aparatem...
Potem zaszyłam się w kuchni, szykowałam zupę dyniową, której przepis znajdziecie w Lawendowym Domu, zupa jest pyszna i rozgrzewa!!
Potem robiłam muffinki ze śliwkami, które były tak pyszne, że niestety foty nie doczekały...a przepis znalazłam tu Pod numerem czwartym.
Niedziela okazała się równie ciepła, dzięki czemu miałam całe kieszenie kasztanów i liści, a wieczór spędziłam w klubie Eter na koncercie fenomenalnej pary Anity Lipnickiej i Johna Portera, wraz siostrą i grupą znajomych oddawałam się uciesze zabawy. Porwana w angielskim stylu przez Portera czułam miłość w sercu, melancholie i zarazem dziwną wesołość. Ta ostatnia pojawia się u mnie zawsze w zetknięciu z muzyką na żywo.
udanego tygodnia!!
Basia
Basiu, cieszę się razem z Tobą, że fantastycznie spędziliście weekend.
OdpowiedzUsuńTroszkę zazdroszczę( to nie jest jakaś chora zazdrość) wspaniałych, jesiennych zdjęć.
Piękne są opadłe liście, w mchu rosnące grzybki, przebijająca zieleń i moje ukochane drzewa! Brzozy.
Ślę moc pozdrowień
przecudny ten lasek, tylko pozazdrościc takiego miejsca na wędrówkę.
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia tworzą swoisty, ciepły klimat.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.. poprzytulałabym się do drzew..a zupę dyniową uwielbiam!!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię jesień, jej klimat, kolorowe liście, cudne owoce i warzywa. Widzę na zdjęciu pięknego koźlaka, niestety u nas nie ma grzybków... szkoda bo lubię je zbierać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńlubię jesień....piękna jest!
OdpowiedzUsuńJuz nie moge doczekac sie ujrzenia mojego lasu brzozowego! Moje brzozy pamietaja mnie jak mala dziewczynke i znaja wszystkie moje tajemnice. Kocham to miejsce! Zawsze je odwiedzam gdy jestem w Polsce!
OdpowiedzUsuńTwoje zdjecia przepyszne a czerwone czubki kaloszy przesliczne!
Serdecznosci
Judith
Wspaniałe zdjęcia, wspaniałe jesienne klimaty. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZA TEN LASEK..I KOZACZKI W NIM...BYM CIE POGRYZŁA:))))))))))))ZAZDROSZCZĘ:)))
OdpowiedzUsuńTen Twój brzozowy lasek jest naprawdę uroczy!Nic w tym dziwnego, że jest przyjazny czarom:))))))))))
OdpowiedzUsuń