Wiosenny trell, czyli covidowy kryzys numer 99

 

Wiosenny trell...

Mało śpię. Jak nie obudzi mnie jedno, dziecko, to drugie, trzecie albo czwarte… albo szczekanie psa, albo zły sen… Na palcach jednej ręki mogę policzyć noce, które przesypiam w całości. W skali lat mam ciągle deficyt snu. Dziś znowu budziłam się kilka razy, a to nie pomaga w normalnym funkcjonowaniu. Nie pomaga w Pięknym Życiu. Nie pomaga w walce z cieniami pod oczami.



O piątej rano miałam pobudkę idealną. Niespodziewaną, ale idealną. Wróciły trele ptaków. Obudziłam męża i pytam słyszysz?

- Co? Ptaki? No słyszę… - obrócił się na bok szczęśliwy i tyle było z romantycznej rozmowy o świcie. Jestem też znana z tego, że jak się mnie obudzi w nocy, to miła nie jestem. Cóż każdy ma swoje słabe strony.

Leżałam przez chwilę i myślałam o tym, jak jest. No słabo. Wszystko działa na pół gwizdka. Nie mam spotkań autorskich, warsztatów, kryzys gospodarczy, przedszkole zamknięte, weny do pisania szukam jak ślepy światła.



Covid zbiera żniwo. Nie da się ukryć. Właśnie mija rok od kiedy nas pierwszy raz zamknęli. Nas, czyli dzieci i wiele firm. Tracimy często sens działania. Jedni nas nakręcają, inni wyciszają. Trybik, machina.

Leżałam i zastanawiałam się ile miałam już w sobie kryzysów covidowych. Ile stresu, rozkmin, mnożenia scenariuszy, ile rozmów, które nic nie dały, ile odwołanych spotkań rodzinnych i służbowych? Ile razy zamykałam oczy i wydawało mi się, że to jakiś sen. Kiepski sen.

Ptaki śpiewały, jak każdej wiosny. Na wierzbie gołąb buduje już gniazdo. Jakby tego wszystkiego nie było. Życie toczy się dalej tylko wygląda inaczej. Bardzo podobnie, jak wtedy, gdy zmarł mój pierwszy mąż. Niby wszystko tak samo, niby życie toczy się dalej, a wszystko wyglądało inaczej, jak bardzo zły sen. Nie dałam sobie wtedy całkowitego przyzwolenia na rozpacz. Rozpaczałam pokątnie. W aucie, w garażu, jak mnie nikt nie widział i nie słyszał. W weekendy w łóżku siostry, jak dzieci były zajęte. W nocy gapiłam się w sufit i zastanawiałam się, kiedy się ten sen skończy. Takich poranków, gdzie witałam świt, ale nie słyszałam ptaków, nie widziałam słońca było masę.

Dziś chciałam Ci powiedzieć, że obojętnie co dziś czujesz, czy to strach, rozpacz, złość, zwątpienie, znużenie, złość, rozczarowanie…. Cokolwiek czujesz masz do tego prawo i jest to ok, bo to co się dzieje od roku ma prawo w Tobie te uczucia wzbudzać!



Jednak to, że masz prawo to wszystko czuć, nie znaczy że powinnaś albo musisz.

Jest jeszcze tyle rzeczy na które masz wpływ! Jedną z nich jest Twoje samopoczucie.

Masz wybór, którego nikt Ci nie odbierze! Możesz wybrać te wszystkie złe emocje albo pójść inną drogą, trudniejszą, ale dającą cudowne rezultaty. Wybrać dobre samopoczucie na przekór temu wszystkiemu. Tak jak ja osiem lat temu uparłam się, że będę jeszcze szczęśliwa cokolwiek miałoby to znaczyć. Dziś jest to dla mnie bardzo aktualne postanowienie. Wiem, że kryzysy będą i będą  i będą… wiem też, że ten czas mogę wykorzystać bardzo produktywnie, lepiej niż marudząc, smucąc i rozkładając ręce.

Co możesz zrobić by ogarnąć emocje? Wprowadzić rytuały. Codzienne mini wydarzenia. Ja zgromadziłam cały wachlarz narzędzi.

Kupiłam olejki, które uwielbiam. W moim domu pachnie, a kiedy nie mogę zasnąć wącham takie olejki i się uspokajam. ( polecam moje odkrycie olejki Dottera)

Zgromadziłam całą serię olejków do masażu i maseł do ciała. Przed snem robię sobie masaż dłoni, twarzy i stóp. Rok temu kupiłam matę do masażu z kolcami i kiedy stres spina mi ciało kładę się i zasypiam na niej.

Piszę. Piszę terapeutycznie. Dzisiejszy wpis też jest dla mnie ważny. Właśnie systematyzuje, układam i selekcjonuje moje zasoby. Sprzątam emocje, wywalam je z siebie jak śmieci.

Biorę kąpiel muzyczną. Co rano tańczę ze słuchawkami na uszach! Dobieram muzykę do mojego nastroju. Czasem są to mantry, a czasem muzyka taneczna.

Wczoraj kupiłam farby akrylowe i podkład do malowania. Od co najmniej roku mam ochotę zrobić mandalę do pokoju moich dzieci. Serce. Jestem totalnie nieuzdolniona jeśli chodzi o malunki. Będę robić kreski i kropki. Artoterapia uspokaja i rozwija.



Choć mam zepsuty aparat, robię masę zdjęć telefonem i potem wybieram po kilka do foto kalendarzy na przyszły rok. Uwielbiam ten moment, kiedy zaczyna się nowy miesiąc i mogę przewrócić kartkę ) no dobra najczęściej robi to mój mąż, jest wyższy 😊)

Oczywiście zimą biegałam po śniegu, a teraz wychodzę na trawę do ogrodu. Rozmawiam z kwiatami, a co sobotę medytuję nad nimi głaszcząc i szeptając im czułe słówka. Są ciche i kiedy się o nie dba odwdzięczają się swoim pięknem.

Planuję wakacje i wizualizuję miejsca, do których chciałabym zabrać moje dzieci. Nie wiem dlaczego zawsze jako pierwszy pojawia się park dinozaurów.

Dzięki temu znajduję czas na zatrzymanie. Czas dla siebie. Czas na chwilę zadumy i wdzięczności.

Oczywiście, że nie robię tego codziennie! Zwyczajnie nie mam czasu. Jednak, kiedy kryzys się zbliża, działam.

Uroczyście przysięgam, że te ptaki, które będą śpiewać coraz głośniej, te same, które tak z miłością karmiłam całą zimę, nie będą mnie za miesiąc wkurzać tym śpiewaniem. Będę ich słuchać i przypominać sobie moje dzisiejsze zaskoczenie, kiedy usłyszałam ich śpiew.



Za Chiny Ludowe, jak mawia moja przyjaciółka nie mogę zacząć biegać, jeździć na orbitreku, który się kurzy w salonie, czytanie też mi marnie ostatnio wychodzi. No, ale przecież nie muszę wszystkiego robić 😊 Mam wybór, wybieram dziś świece i zaraz idę lać wosk.

Mam wybór czym się karmię i co może stanowić część mojego życia. Pięknego Życia w czasach tak trudnych i zarazem dziwnych, że wręcz historycznych. Naszych czasach…

Buziaki Basia


W przyszłym tygodniu kolejny wywiad z wspaniałą inspirującą osobą :) 

Moje książki nadal czekają na Ciebie w moim sklepie internetowym znajdziesz je tutaj SKLEP




 

 

Komentarze

Popularne posty