Magiczne, letnie opowiadania, czyli gościnny wpis na moim blogu. Katarzyna Perka
Dziś zapraszam Cię na ostatnie opowiadanie z wyzwania, do którego zaprosiłam także Kasię! Moją siostrę pisarską. Obie piszemy felietony do Akademii Pozytywnych Kobiet i wymieniamy się myślami. To niesamowicie ciepła i wrażliwa osoba. Dostrzega bardzo dużo i umie pokazać to w swoich tekstach. Kasia marzy o pisaniu i pisze! Znajdziecie ją także na Instagramie, gdzie publikuje "chwile", tak mówię o jej krótkich formach. Lubię zacząć z nią dzień. Wiele razy zwróciła moja uwagę na ważne rzeczy, wiele razy inspirowałyśmy się wzajemnie. Dlatego nie mogło jej tu zabraknąć!
Wakacje dobiegają końca i kończy się nasz projekt wakacyjnych opowiadań. Mam nadzieję, że sprawiły Ci one radość i dały chwilę wytchnienia. A teraz zapraszam Cię do Pisarskiego Świata Kasi!
Odpowiedź na wszystko,
czyli nie wkurzaj myszy
Mała myszka siedzi w
kąciku i roni łzy. Jest jej smutno. Ten smutek już częściowo znalazł sobie
ujście, o czym świadczyły pozamiatane kąty norki, a także świeżo umyte okna i
poodkurzana spiżarnia. Ale ponieważ myszka czuje, że nadal jest go za dużo,
pozwala by wypływał rzeką słonych łez, mocząc przy tym mięciutkie futerko pod
jej oczami. Myszka wie, że jeśli nie chce popłakiwać co chwilę, musi się
wypłakać „do końca”. W tym przypadku stosuje zasadę „raz a dobrze” i zazwyczaj
to działa. Ale nie tym razem. Martwi ją, że za chwilę od tego płaczu będzie ją
bolała głowa - myszki tego nie lubią. Ludzie zażywają na ból lekarstwo, ale w
świecie gryzoni nie stosuje się medykamentów i dlatego boląca głowa u myszy
może stanowić kłopot. Może też być powodem do zaprzestania płaczu, ale nie w
tej konkretnej sytuacji - dlatego słone krople nadal lecą jak Niagara. Małym,
miękkim ogonkiem wstrząsają spazmy, szloch niesie się echem po całej norce, a
jego siłę potęguje myśl, że nici ze spaceru, na który się myszka wybierała.
Żadna szanującą się samiczka jej gatunku nie wystawi ucha z gniazdka z takimi
zapuchniętymi oczami – nigdy. Więc nie dość, że ona czuje się okropnie, tak
mocno nieszczęśliwa, to jeszcze nie może iść na spacer, który hipotetycznie
mógłby poprawić jej nastrój. Co za błędne koło! Kolejny strumień łez pokonuje
barykadę z powiek i tworzy teraz rozlewisko na pyszczku, po którym spływa na
szyję i dalej spada na podłogę. „Zrobię powódź w gniazdku, jeśli nie przestanę”
– pomyślała. I to była pierwsza rozsądna rzecz jaka do niej dotarła w
histerii. Jak na odpowiedzialną mysz przystało - przestała łkać i sięgnęła po
chusteczkę. Wydmuchała zaflukany nos i postanowiła, że weźmie się „w łapę”.
Przecież nie jest jakąś pospolitą myszą polną, tylko Soreną, istotą tak pełną
mocy i siły, że wszystkie leśne krety mocno by się zdziwiły, gdyby tylko
wiedziały, kto jest ukryty pod postacią szarej, małej, zapłakanej z chwilowej
niemocy myszce. Krety! To właśnie jeden z nich sprawił, że Sorena musiała na
nowo poskładać swój mentalny pancerz w całość.
Wciąż czuła męczące pieczenie
w duszy, a łzy miały choć odrobinę ulżyć w jej męce. Męce związanej z powrotem
bolesnych wspomnień. Było to powrót do czasów, gdy mówiono o niej, że jest szalona. Widzi i słyszy
rzeczy, które dla innych nie są dostrzegalne. Rozmawia z roślinami,
zwierzętami, przedmiotami. Ci bardziej życzliwi nazywają to wrażliwością, a
mniej życzliwi – szaleństwem. Ale jedni i drudzy czują przed nią respekt, który
wynika z tego, że oni wiedzą, że ona WIE. Skoro wie, to z pewnością jest
wiedźmą. I tak na nią wołają między sobą - wiedźma. Bezpośrednio do niej
zwracają się używając jej imienia - Sorena. Tamta Sorena ma podobno bardzo dużo
lat i wygląd młodej kobiety, co już samo w sobie jest zastanawiąjące. Bo niby
jak ona to robi, że czas jest dla niej taki łaskawy? Pamiętają ją żyjące
prababcie, a ona wciąż wygląda jak kwitnąca lilia. To podejrzane. Podejrzana
jest jej smukła sylwetka, szczupła budowa ciała, długie jasne włosy, zazwyczaj
upięte w ciasny kok, pogodna, życzliwa twarz, ozdobiona ciepłymi, ciemnymi i
mądrymi oczami i usta, wąskie, ale zazwyczaj uśmiechnięte. Podejrzane są
gładkie dłonie i pozbawiona zmarszczek długa szyja. A także brwi - czarne, jak
węglem rysowane. I ta jej życzliwość dla wszystkich. Generalnie cała Sorena
jest podejrzana. Choć nie do końca wiadomo o co. Wiadomo za to, że nikt nie
chce jej podpaść. Tak po prostu, ze strachu, żeby wiedźma nie chciała się
zemścić i nie rzuciła jakiegoś uroku. Wszyscy w osadzie starają się więc dobrze
z nią żyć, a niektóre odważne kobiety nawet pozwalają sobie na okazywanie jej
życzliwości i sympatii. Nikt tak naprawdę nie wie, że Sorena jest driadą,
czyli leśną nimfą, która żadnego uroku na nich nie rzuci, bo już dawno temu zobowiązała
się strzec ze wszystkich swoich sił bezpieczeństwa ludzi i osady, w której
żyła. Oddała się temu zadaniu bardzo ofiarnie i dlatego czuje się dumna widząc,
jak wokół niej szczęśliwi ludzie żyją w pięknym, bezpiecznym miejscu. W takich
chwilach dobitnie dostrzega, że wysoka cena, jaką przyszło jej za to zapłacić,
nie poszła na marne. I uśmiecha się wtedy, a patrzący z boku znów się dziwują
czemu dziewczynie tak się usta rozpromieniły. A ona duszą się całą raduje, że
zadanie jest dobrze wykonywane. Troszczy się o miejsce, o ludzi, o zwierzęta,
dba o pogodę, strzeże od żywiołów, zabezpiecza przed nadmiarem złych zdarzeń,
chorób, sieje ziarno dobrych emocji i wije witki z nasionek uśmiechu w sercach
swoich podopiecznych. Dzięki temu podopieczni w osadzie, choć nie pozbawieni
przywar i wad, w ogólnym rozrachunku pełni są życzliwości i dobroci. Nad
chwilami złości przewagę mają chwile pełne dobrej mocy, uśmiechu i wsparcia.
Ludzie pomagają sobie, tylko czasem zazdroszczą, a już bardzo rzadko źle życzą
jeden drugiemu. Życie im upływa zgodnie z rytmem faz księżyca, pór roku,
we wspólnocie i w poszanowaniu natury. A natura w osadzie ma niezwykłe
znaczenie. Już dawno bowiem mieszkańcy osady odkryli, że wszystko jest
jednością. Każde źdźbło trawy, każda mrówka, każdy kamyczek – wszystko tworzy
całość i ma znaczenie. Z drobnostek składa się życie, z mrówek mrowisko, od
jednej pszczoły zaczyna się rój. Jeden liść to tylko liść, ale wiele liści to
już drzewo, a drzewo to moc, korzenie, cień i schronienie w upalny dzień. W jedności
siła. Tego od maleńkości uczeni są mieszkańcy osady i dobrze im się z tym żyje.
Słońce im świeci, ptaki radośnie ćwierkają, w trawach koncertują świerszcze, a
na tle błękitnego nieba tańczą sylwetki dostojnych bocianów. Uśmiechnięci
ludzie spokojnie wiodą swój żywot.
Tego dnia Sorena wymyka się z lasu
i jest teraz na jednej z wysp znajdujących się na Oceanie Spokojnym. Idzie
radośnie po plaży. Postanowiła bowiem skorzystać z przywileju driady, jakim
jest możliwość przenoszenia się, dokąd chce kiedy chce. Dzięki tej zdolności oceaniczna
bryza lekko muska jej twarz. Jest uśmiechnięta. Idzie przed siebie ubrana
w ulubioną białą koszulę i wygodną lnianą spódnicę. Długie włosy,
szczęśliwe nie mniej niż ona, radośnie powiewają na wietrze. Jak jej dobrze!
Biały, delikatny piasek delikatnie masuje stopy. Sorena wpatruje się z
zachwytem w otaczające ją rajskie widoki, stara się zapamiętać każdy szczegół:
krystalicznie czystą wodę oceanu, turkusowy kolor nieba i nieporównywalny z
niczym innym zapach tej wyspy. W końcu jest na Atolu! To przepiękny koralowy
zakątek, tak różny od jej rodzinnego lasu. Miejsce z pogranicza marzeń i
bajki. W tutejszych wodach pływają
manty, zwanymi łagodnymi olbrzymami, rekiny o czarnych płetwach i rekiny
cytrynowe, żółwie, ukwiały, płaszczki, delfiny i inne egzotyczne
istnienia. Plaże są tak piękne, że dech w piersiach zapiera i właśnie dlatego
tutaj ładuje swoje akumulatory leśna nimfa. To jest odskocznia i balsam na
duszę. Czuje się tu jak dziecko, dziecko, które teraz właśnie radośnie
podskakuje w wodzie, rozchlapując ją na wszystkie strony. I śmieje się na głos.
Wiatr, szum fal - szczęście jest tu z nią! Nagle do uszu Soreny dociera
nieprzyjemny warkot, zmieniający się w hałas. Dostrzega na linii horyzontu
helikopter, który szybko zbliża się do wyspy. Coraz wyraźniej słychać inwazyjny
dźwięk jego silnika. I wtedy światem wstrząsa głośne BUM! Ognista kula
pojawiła się przez sekundę na niebie, a potem cała plaża pokrywa się drobnymi
elementami zniszczonej maszyny. Niektóre elementy helikoptera jeszcze się
dymią. Sorena staje w miejscu nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Czuje niepokój. Obawia się o swoją osadę. Dobrze wie, że nieszczęście, które
dzieje się w jednym miejscu powoduje przepływ energii o niskich wibracjach do
innego miejsca, a jej osada jest teraz bezbronna. Musi natychmiast wracać!
Wtedy do jej uszu dolatuje jęczenie. Dziewczyna zerka w kierunku, z którego ono
pochodzi. Dostrzega, że leży tam ranny człowiek i resztkami sił błaga ją o pomoc.
Jego moc blednie z każdą chwilą i oboje wiedzą, że on zginie, jeśli ona go
zostawi. Ale tylko ona wie, jaką cenę płacą driady za pomoc ludziom, którzy nie
są z ich obszaru. Nie wolno podważać kompetencji innych Opiekunów. Dlatego
właśnie Sorena waha się co zrobić. Ale trwa to tylko chwilę - ostatecznie
driada ze smutkiem dotyka czoła rannego i razem znajdują się w pętli świata.
Czas i przestrzeń wirują w szalonym tańcu, nie ma nic poza tu i teraz, a kiedy
otwierają oczy są w przytulnej chatce Soreny. Ranny otrzymuje tajemnicze
lekarstwo, po którym zapada w sen, a Sorena szybko podąża ścieżką ku
najbliższym domostwom osady. Jej serce drży. Z niepokojem słucha szumu wiatru,
który opowiada o jej strachu. Na całe szczęście te uczucie jest tylko w niej.
Osada ma się dobrze, no może, poza tym, że dwóch mężczyzn raczących się wczoraj
wiśniami, dziś miało potworny ból głowy, a koty Ines powywracały sąsiadce
doniczki z ziołami. Sorena oddycha z ulgą. Są bezpieczni. Z wdzięcznością spogląda
w górę, jakby chcąc podziękować za to opiekuńczym Aniołom.
Teraz może spokojnie wrócić do
siebie i zająć się rannym. Dlaczego zdecydowała się udzielić mu pomocy? Szukała
odpowiedzi na to pytanie w swoim sercu. Bała się przyznać, że to dlatego, że
przypomniał jej Jurę. Jura to imię, którego nie wypowiadała chyba ze sto lat.
Nie pozwalała sobie na słabość, na roztkliwianie, na tęsknotę, na ból, łzy i
wspominanie. Nie chciała osłabiać swej mocy, którą teraz miała obowiązek
ochraniać ludzi w osadzie. Tak zdecydowała, tak wybrała, teraz musi mierzyć się
z konsekwencjami swojej decyzji. „Na tym polega odpowiedzialność” – mówiła
Wielka Wiedźma – na podejmowaniu decyzji i ponoszeniu ich konsekwencji. Jura
był człowiekiem. Młodym, pięknym mężczyzną, piękną miał duszę i piękne miał
ciało. Nie było trudno ulec jego urokowi. Ale Sorena pokochała go dopiero wtedy,
gdy ujrzała z jaką czułością traktował wszystko co żyje – ludzi, rośliny,
zwierzęta. Wierzył, że każdy przedmiot ma swoją energię i przeznaczenie i że
miłość to odpowiedź na wszystko. Wierzył, że to co widzimy okiem ludzkim to
tylko namiastka tego, co istnieje w rzeczywistości. Był pod tym względem
nieludzko spostrzegawczy. Wspólne spacery, rozmowy, akcje ratujące leśne
zwierzęta – jak na przykład ta, gdy stado wiewiórek, które zatruły się
sfermentowanymi wiśniami i śpiewając „O moja leszczyno rozwijaj się” spadały z
drzew, łamiąc łapki i przerzedzając swoje kitki – to wszystko bardzo ich do
siebie zbliżyło. Oboje wiedzieli, że związek człowieka i driady jest zakazany,
ale ich serca zlekceważyły starodawne tabu i zapłonęły miłością pierwszą,
wierną, jedyną. Spędzali razem każdą chwilę, każdy dzień, każdy oddech. Jedność
– dusze połączone splotem ciasnym i nierozerwalnym, wręcz świętym. Nie
uszanowała tego jednak Wielka Rada Leśna i kiedy dowiedziała się o ich miłości,
natychmiast wysłano „na miejsce zbrodni” Czyścicieli. Już dwa dni później Jura
zniknął, a Sorena została opiekunką osady w lesie. Aktem łaski ze strony Rady
było to, że oboje nadal żyli. Sorena długo nie mogła dojść do siebie. Cierpiała,
a bólu duszy nie łagodziły zioła, modły, tańce, łzy, czas. Jedyne co mogła
zrobić to przelać całą swoją miłość do Jury na ludzi z osady, którymi odtąd
miała się opiekować. Driada do dnia dzisiejszego nie wiedziała co się stało z
Jurą. Jedyne co wiedziała, to, że żyje i że ją kocha. Ta myśl wystarczała jej
każdego dnia. Od setek lat. I pewnie byłoby tak dalej, gdyby dziś drugi raz nie
złamała zasad Wielkiej Rady Leśnej. Słysząc po katastrofie samolotu błaganie
pilota o pomoc, zajęła się nim. To już bardzo poważna sprawa. Udzielając pomocy
człowiekowi podlegającemu opiece innego Opiekuna, Sorena dopuściła się
poważnego przestępstwa.
Tym razem została ukarana wygnaniem
z ukochanej osady i zamieniono ją w mysz. Małą szarą mysz, która ma pamiętać,
że nie należy się wyróżniać NICZYM. Nawet dobrocią, miłością, życzliwością,
miłosierdziem. Mysz, która ma pamiętać, że są zasady ustalone przez Wielką Radę
Leśną i nie wolno ich łamać! A jak się podejmuje decyzję o ich łamaniu – należy
się liczyć z konsekwencjami – „bo na tym polega odpowiedzialność”. (Tak też
brzmiało uzasadnienie wyroku jaki odczytano Sorenie i Jurze – to wtedy ostatni
raz spoglądała w jego kochane oczy). Już wtedy słowo „odpowiedzialność” stało
się znienawidzonym tabu, a teraz wróciło jak bumerang. Dostała gniazdo, ogon i
zapas zbożna na zimę. Wielka „łaska” Rady znów dała o sobie znać – driada nadal
żyła! Pokornie przyjęła wyrok, biegała szurając ogonkiem po ziemi, znosiła zboże
na zimę, wspomagała wielkie mysie rodziny, które same nie dawały rady zapewnić
zapasów, nawiązała przyjaźnie wśród Leśnego Ludku. A dziś kret odwalił krecią
robotę – awantura jaką urządził mysiej przyjaciółce Soreny, zakończył słowem,
które paść nie powinno! A mianowicie kret stwierdził, że myszy nie wiedzą co to
ODPOWIEDZIALNOŚĆ! O zgrozo! Morze łez nie jest większe niż wypłakane w
następnych minutach łzy Soreny. I kiedy już chciała wziąć się „w łapę”,
opanować żal, ukryć rozkopane cierpienie, szlag jasny trafił w jej norę!
Błysk, huk i dym rozniosły gniazdo
w popiół, a na tym popiele stała śliczna dziewczyna, która nie miała już
ogonka, lecz piękny warkocz i tylko oczy, czarne jak paciorki mogły sugerować
związek między nią a gryzoniem, który dotąd zamieszkiwał tę norkę. Szlag jasny
błyszczący i huczący był zespoloną energią wielu pokoleń driad, które przez
wieki pokornie znosiły wytyczne Wielkiej Rady, które cierpiały w ciszy, znosiły
ciężkie kary w milczeniu i nie miały odwagi zamanifestować swojego własnego
zdania. Driada poczuła swoją MOC. Nie będzie już cichą, małą, wystraszoną,
zapłakaną myszką. Będzie SOBĄ. Będzie żyła w zgodzie ze swoim sercem, swoją
duszą i swoim umysłem. I znajdzie swoją miłość – Jurę – choćby miała
przeszukać wszystkie wszechświaty, galaktyki, wcielenia i cały kosmos. Bo taką właśnie
w tej chwili podjęła decyzję i jest gotowa na poniesienie wszelkich jej
konsekwencji – czyż nie to jest właśnie ODPOWIEDZIALNOŚĆ?
A ona jest bardzo odpowiedzialna - odpowiedzialna za ich MIŁOŚĆ. Bo miłość to odpowiedź na wszystko.
Daj znać w komentarzu czy opowiadanie Ci się podobało. Dmuchaj w skrzydła i wspieraj :)
Ściskam Cię bardzo, bardzo mocno :)
Basia
Rewelacja❤️
OdpowiedzUsuń